wtorek, 11 czerwca 2019

Yamaha X-MAX 300 SP

Nie mogłem o niej nie napisać na blogu, chociaż to blog czysto sportowy, a nie motocyklowy. Motocyklowego nie mam.

No tak, planowałem jej zakup od jesieni zeszłego roku. Zakup skutera (a tak naprawdę maxiskutera) to nie wszystko. Zakup maszyny wieńczy koniec procesu zakupowego ;-) Musisz kupić kask, kurtkę, buty motocyklowe, kamizelkę odblaskową, rękawice motocyklowe, u-locka zabezpieczającego przed kradzieżą, no i przypomnieć sobie jak się jeździ na motocyklu, czyli wykupić kilka godzin jazd doszkalających. Jednym słowem cała masa wydatków zanim poniesiesz ten największy. I to pod warunkiem, że masz prawo jazdy kategorii A, bo jeżeli nie - powinieneś iść na kurs, który także niemało kosztuje.

Yamaha X-MAX 300 SP ma 292 ccm pojemności silnika i 28 KM i jest maxiskuterem, czyli tak naprawdę motocyklem, który wygląda jak skuter, a i siedzi się na nim jak na skuterze. Czerwone pole obrotomierza zaczyna się przy 9000 obr./min., ale, ale - maszyna jest na dotarciu, więc na razie trzymam się z daleka od tych wartości.



Yamaszkę kupiłem w wersji IRON, czyli hmmm... takiej wypasionej De Luxe, za dodatkowe 1800 zł otrzymałem dedykowaną kanapę ze skórzanymi wstawkami i logiem Yamahy oraz aluminiowe podesty na nogi dla kierowcy i pasażera oraz chromowane obramowania prędkościomierza i obrotomierza.

Yamaha jest wciąż na dotarciu, więc nie zaszalałem na trasie z Poznania do Warszawy, obroty trzeba było trzymać zdecydowanie pod kontrolą. Ale nawet pomimo tego mogę napisać, ze jest szybka, bardzo szybko rusza spod świateł i po kilku sekundach widzisz maski samochodów w lusterkach wstecznych hen, hen daleko.

Skrzynia jest automatyczna, ale nie szarpie, nawet trudno wyczuć zmianę przełożenia, mam problem z uchwyceniem momentu kiedy zmieniane jest przełożenie. Ma wszystkie bajery, które nowoczesne moto mieć powinno, czyli bezkluczykowy zapłon, system ABS oraz TCS (system kontroli trakcji).

Na trasie z Poznania do Warszawy wlokłem się niemiłosiernie, z uwagi na okres docierania silnika, średnio spaliła mi 2,3 L/100 km, co jest naprawdę fajnym wynikiem, ale gdybym odkręcał manetkę bardziej, to pewnie spalanie byłoby w okolicach 3 litrów.

Kanapa jest wygodna, ale po 300 km zaczął mnie naprawdę boleć tyłek, w trakcie jazdy zrobiłem dwie przerwy: po 70 km oraz po 200 km. Po przejechaniu 370 kilometrów wróciłem zmęczony, ale szczęśliwy do domu.