niedziela, 20 maja 2018

Bieg Konstytucji 3 Maja w Radomiu wyłącznie pozytywnie

Wracając z Radomia w piękny, majowy, słoneczny dzień trasą E77 postanowiłem przygotować wpis, w którym nie będzie narzekania, malkontenctwa, wytykania słabych punków, zażaleń do siebie i organizatorów. Wyłącznie pozytywna energia. Bo i tak było, czyli super.

W środę, w przeddzień biegu wyszedłem z pracy wpół do szóstej, po drodze zrobiłem ostatnie zakupy przed świętem, pamiętając o biegu wrzuciłem do koszyka dżem i serek, no i kakao, w sklepie dopadła mnie faza na kakao.

Biłem się z myślami, czy iść w przeddzień biegu na basen, ale wsiadłem w samochód i pojechałem na pływalnię. Zrobiłem lekką jednostkę, w terminologii Fitzgeralda opisaną jako PRO1 PTS1 K25 PSC1. Wróciłem z basenu naładowany pozytywną energią i zasnąłem.

Wstałem rano parę minut po siódej, zapowiadał się słoneczny, cudowny dzień. Prysznic, później szybkie śniadanie złożone z dżemu i serka, na kakao zabrakło czasu, ale wiedziałem tego ranka, że się nie zmarnuje i będzie na zaś.

Wyjechałem dwadzieścia minut przed ósmą, nawigacja estymowała godzinę przybycia o 8:56, ale ja przyspieszałem, przyspieszałem i wciąż przyspieszałem, tak, żeby być na miejscu dziesięć-piętnaście minut przed dziewiątą. Droga była sucha i przyjemna, a inni kierowcy życzliwie i ze zrozumieniem zjeżdżali na prawy pas.

W końcu dojechałem do Radomia, nawigacja poprowadziła mnie bezbłędnie do stadionu i ośrodka MOSiR-u. Zaparkowałem przy stadionie i poszedłem odebrać pakiet. Później toaleta, rozgrzewkę rozpocząłem kilkanaście minut po dziewiątej.

Rozgrzewałem się około 25 minut, było już dość ciepło i muszę przyznać, że pod koniec byłem zlany potem. Przed rozpoczęciem biegu odsłuchaliśmy hymnu państwowego, a panowie zostali poproszeni o zdjęcie czapeczek biegowych.

No i ruszyliśmy, wcisnąłem przycisk startu mojego Fenixa 3 w momencie mijania maty pomiarowej. Pomyślałem, że to pierwszy start z Fenixem i miałem nadzieję, że zegarek przyniesie mi szczęście. Trochę przeciskania na starcie, sporo obiegania innych biegnących, ale staram się trzymać tempo 4:30/km i udaje się zakończyć ten pierwszy kilometr w tym tempie.


Drugi kilometr biegnę na wyczucie próbując wstrzelić się w tempo 4:30/km. Próbuje znaleźć grupkę, która biegnie takim tempem, ale zazwyczaj takie próby kończą się tym, że wydaje mi sie, że grupa mnie spowalnia i po chwili wyprzedzam. Przez dłuższy moment trzymam się pleców jakiegoś młodego chłopaka. Kilometr kończę w tempie 4:32.

Na trzecim kilometrze zaczynam odczuwać trudy biegu, tempo spada. Wbiegamy na tym kilometrze na radomski rynek. Tempo kilometra to 4:38.

Na czwartym kilometrze zamykamy pętlę dookoła rynku, tempo podobne 4:41/km, czyli poniżej zakładanego 4:30/km.

Na piątym kilometrze dogania mnie biegacz, którego pleców trzymałem się na drugim kilometrze. Widząc garamina na łapie pyta się jakim średnim tempem biegniemy. Odpowiadam, że 4:35/km. Okazuje się, że biegnie na 10 km, a ja za chwilę kończę. Zachęca mnie do szybszego finiszu, podrywam się jeszcze na ostatnich metrach. Ostatni kilometr w 4:48.

I jeszcze trzy statystyki podsumowujące:
Czas netto: 23:08
Średnie tętno: 176 bpm
Maksymalne tętno podczas biegu: 190 bpm

Bieg odbywał się w niedzielę wolną od handlu, więc rozpaczliwie zacząłem się rozglądać za jakąś stacją benzynową, żeby kupić wodę. Potrzebowałem wody. Pytam przechodnia o stację benzynową, sympatyczny kolega odpala komórkę i znajduje mi najbliższą stację benzynową, idę tam na piechotę, po ulicach Radomia wciąż biegną zawodnicy, niektórzy pewnie na 5 km, ale większość na 10 km. Kupuję upragnioną wodę i jestem w siódmym niebie. Wracam szczęśliwy drogą krajową nr 7 (E77) do Warszawy. Tym razem spokojnie, bardzo spokojnie, czas znowu nie ma znaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz