wtorek, 31 grudnia 2019

Podsumowanie 2019



Minął kolejny rok mojego biegania. Na początku roku postawiłem sobie trzy cele do osiągnięcia: po pierwsze przebiec w całym roku 900 km, po drugie przebiec półmaraton poniżej 1:45:00, wreszcie po trzecie - przebiec dyszkę w czasie poniżej 44:00.

CELE

Udało się zrealizować tylko jeden z powyższych celów, pierwszy z nich, do tej pory przebiegłem 927 km.
Najlepszy czas na dyszkę w tym roku to 45:37 w Biegnij Warszawo osiągnięte na początku października. Zabrakło do celu jednej minuty i trzydziestu siedmiu sekund.
Co do półmaratonu to pisałem o logistycznym niepowodzeniu w Budapeszcie tutaj. Myślę, że gdybym w nim wystartował, to udałoby się pokonać barierę 1:45. Cały letni sezon (25 tygodni) trenowałem pod półmaraton według planu ze strony treningbiegacza.pl. Sporo biegów długich, w tempach około 5:00-5:10/km. Pozostaje mieć nadzieję, że ta bariera pęknie już niedługo.

STARTY

Ze startami było trochę dziwnie w tym roku. Startowałem cztery razy, co widać na screenie poniżej. Plany startowe ulegały niespodziewanym modyfikacjom przez cały rok. Zapisałem się na orlenowską dyszkę w kwietniu, ale zrezygnowałem, gdyż... byłem zbyt słabo przygotowany. Na początku letniego sezonu Radom, a pod koniec sierpnia Szczecin - bardzo gorąco, start nieudany także z tego powodu, że zostałem zamknięty w tłumie. Później wspomniany (i wciąż nieodżałowany) półmaraton w Budapeszcie, koniec sezonu to Biegnij Warszawo i piątka w Bydgoszczy. Takie ratowanie sezonu.


OGÓLNIE O BIEGANIU

Dobrze mi się biegało w tym roku. Nie było jakiejś strasznej napinki na plan i wyniki, ale z drugiej strony nie odpuszczałem i starałem się robić swoje. Poznałem kilka nowych tras w okolicy.
W listopadzie skończyłem 43 lata i coraz częściej zaczyna do mnie docierać, że rozwój i postęp nie będą trwać wiecznie. Moje wyniki nie są wyśrubowane, stąd pewne nadzieje i plany na poprawienie się. Czas półmaratonu jest słaby, dyszka pewnie także jest do poprawienia. Czasami przelatuje myśl o maratonie, ale to jeszcze nie w nadchodzącym roku.
Niestety mam tendencję do "rozdrabniania się" pomiędzy różnymi aktywnościami, a nie koncentrowanie się na jednej. Motocykl, góry, szachy, czytanie książek, gdyby nie te wszystkie pochłaniacze czasu, biegałbym znacznie lepiej. Nie wspominając o pracy, ale jej trudno się pozbyć :). No tak, praca zdecydowanie przeszkadza w rozwijaniu hobby...

Jednak myśl o tym, żeby zredukować życie do pracy i biegania budzi we mnie zgrozę :).
Wszystkiego Dobrego w Nowym Roku!

niedziela, 20 października 2019

7. Biegnij z nami 5 km Bydgoszcz

Do Bydgoszczy pojechałem w sobotę, chciałem być przed 18-tą, żeby odebrać pakiet, ale okazało się to nie do zrealizowania. Droga zajęła pięć godzin (316 km), starałem się omijać płatne autostrady, zaoszczędziłem trochę pieniędzy, straciłem trochę czasu. Do hotelu przyjechałem przed 19-tą.

Co to lubię w hotelach przed biegami, to możliwość całkowitego "wyłączenia się" w ten ostatni wieczór przed biegiem. Nie biorę laptopa, nie mam internetu, nie ma obowiązków domowych, mogę tylko czekać na bieg. Jedyną rozrywką jest wywiad z Karolem Strasburgerem na Polsacie :). Nie mam też nigdy problemów ze snem w ostatnią noc, zasypiam bardzo szybko. Tak jest też tym razem.


W niedzielę rano śniadanie w hotelu, parę minut po ósmej, bardzo smaczne, trzy godziny przed biegiem. Wymeldowuję się i jadę na parking pod Lidlem, w pobliżu stadionu Zawiszy Bydgoszcz. Parking, jak się okazuje - płatny. Jakiś Niemiec startujący w półmaratonie pyta mnie łamanym angielskim, czy musi kupić bilet parkingowy. Mówię mu, że musi. Zresztą sam też kupuję i idę odebrać pakiet.

Pakiet odbieram na obiekcie Zawiszy, przy okazji odwiedzam toalety, później wracam do samochodu i przebieram się. Jest godzina 11-ta, mam godzinę do biegu, temperatura około 21 stopni, niestety spory wiatr. Czyli warunki dobre, ale nie bardzo dobre.

Rozgrzewam się około 45 minut już na bieżni stadionu, ćwiczę też tempo startowe. Po rozgrzewce jestem lekko spocony, ale czuję, że tak powinna wyglądać rozgrzewka przed startem. Myślę o tym, żeby biec na 21:15. Trasa biegu bardzo szybka, biegnie się w kierunku Myślęcinka dwa i pół kilometra, później agrafka 180-stopniowa i powrót tą samą trasą.

Czas biegu: 21:47
Średnie tętno: 180 ud./min.
Miejsce OPEN: 95/636

Czasy poszczególnych kilometrów przedstawiają się następująco:
4:18.7
4:15.6
4:27.7
4:25.9
4:16.3

Ostatni piąty kilometr przebiegam ze średnim tętnem 190, tuż przed metą próbuje mnie ktoś wyprzedzić, jakoś to instynktownie wyłapuję i przyspieszam, odpierając atak. Padam za metą. Bieg czuję do końca dnia. A nawet jeszcze dłużej.

Później powrót do Warszawy, praktycznie tą samą trasą co w sobotę, skróciłem jedynie odcinek między Inowrocławiem a Włocławkiem, jadąc drogą wojewódzką numer 252. W sumie wyszło ponad 300 km (dokładnie 302 km). Wliczając godzinny mega-korek pod Warszawą jechałem dłużej niż w sobotę - wyszło ponad sześć godzin jazdy.

Wykończony biegiem i sześciogodzinną jazdą wróciłem do domu, żadna siła nie była mnie w stanie zmusić do pójścia na wybory. Także zostałem jedną z tych czarnych, niegłosujących owieczek.
Ahoj!

wtorek, 8 października 2019

Biegnij Warszawo 2019

To pierwsza dobra dyszka przebiegnięta przeze mnie od ponad 3 lat (od jesieni 2016), jestem z niej naprawdę zadowolony. Prognoza na portalu runalyze.com była optymistyczna:

Informacja pod prognozą ostrzegała przed nadmierną w nią wiarę, stąd decyzja o pobiegnięciu na 45 minut. Miałem nosa, w rzeczywistości czas biegu okazał się w przybliżeniu równy tej wartości, a ja po biegu nie czułem dużych rezerw:



Czas netto: 45:37
Temperatura: 8 st. C
Średnie tętno: 179 ud./min.
Maksymalne tętno: 188 ud./min.
Waga: 83.6 kg

To była moja czwarta edycja Biegnij Warszawo, startowałem w tym biegu w 2011, 2012, 2015 oraz w tym roku, po czterech latach przerwy.

Okres przed biegiem nie był specjalnie sprzyjający regeneracji i wypoczynkowi - dużo obowiązków w pracy, mało snu w tygodniu, ale postarałem się odespać z piątku na sobotę oraz z soboty na niedzielę (ponad 9 godzin snu). W niedzielę wstałem zdecydowanie za późno tj. o 10:00, zjadłem lekkie śniadanie, bieg startował o 12:00. Pogoda sprzyjała, było 8 stopni, bez deszczu, rześkie słońce. Podreptałem do autobusu, a później do metra.

Z metra miałem ponad dwa kilometry do stadionu Legii, gdzie znajdowały się depozyty, zrobiłem z tego spaceru rozgrzewkę, przy depozytach byłem 30 minut przed rozpoczęciem biegu i byłem już rozgrzany. Zrzuciłem dres, oddałem worek, startowałem w krótkiej koszulce i krótkich spodenkach. Im biegacze bardziej zaawansowani, tym skromniej ubrani, bardziej odporni na zimno. Ci w dalszych strefach - ubrani w długie rękawy, naramienniki, rękawiczki, niektórzy długie spodnie.


Jeszcze wizyta w toalecie przed startem i truchtam na linię startu. I tu pierwsze pozytywne zaskoczenie - pojawiły się strefy startowe, ja wchodzę do drugiej, na czas poniżej 45 minut. Sam bieg wspominam bardzo dobrze, trzymam równe tempo, co bardzo cieszy, czasy kilometrów poniżej:
4:30
4:42
4:29
4:23
4:35
4:30
4:33
4:31
4:35
4:23

Na drugim kilometrze podbieg przy Agrykoli, tracę 12 sekund, ale także dużo sił. Mam okazję zaobserwować jak wielu biegaczy jest nieprzygotowanych na takie podbiegi, jak słabną. Kolejny trudny moment to piąty kilometr, tu wbiegamy na most Poniatowskiego, wieje mocny wiatr. Mam siłę biec tempem 4:30 przez siedem kilometrów, później cudem, jakimś niewiarygodnym hartem ducha utrzymuję to tempo. Na ósmym kilometrze powrót mostem - tym razem Siekierkowskim, widzę pylony z lewej i prawej strony, ale z tętnem 182-184 nie mam siły oglądać widoczków i cieszyć się trasą przez most. Tętno jest zabójcze, w dodatku trenując do półmaratonu prawie wcale nie biegałem na takich prędkościach. Boli, boli, boli. Takie urok biegania na czas.
Ostatnie dwa kilometry to walka, ale nie jestem wykończony, przyspieszam na ostatnim kilometrze, wpadam z dobrym czasem na metę. Jestem zadowolony na zegarku 45:34, oficjalny czas 3 sekundy gorszy.


Jestem zadowolony z tego biegu, z osiągniętego czasu. Pozostaje niedosyt, ale jednocześnie pewność, że gdybym pilnował wagi, systematyczności treningowej, a wreszcie - trenował stricte pod dychę - to byłoby znacznie, znacznie lepiej. I tym pozytywnym akcentem...
Ahoj!

poniedziałek, 9 września 2019

Budapeszt, czyli moja organizacyjna klapa

Czasami ponosi się porażki i Budapeszt okazał się jedną z moich wakacyjno-wyjazdowych porażek, eh... Nie chciałbym wchodzić w szczegóły, mogę jednak napisać, że posypała się moja rezerwacja apartamentu w stolicy Węgier i okazało się to w momencie, jak już byłem na miejscu. Podano mi dziwne przyczyny odwołania rezerwacji - wyłączenie prądu w budynku, nie zakładam żadnego oszustwa, po prostu zdarza się. Pech, pech, pech.

Złożyłem reklamację w serwisie, przez który robiłem rezerwację, zwrócą mi pieniądze. Jest to nauczka dla mnie, żeby nie rezerwować apartamentów/mieszkań oferowanych przez prywatne osoby, ale polegać na hotelach. Z hotelami także różnie bywa, czyta się różne opowieści rozczarowanych turystów, ale jednak ryzyko jest mniejsze.

Same miasto zobaczyłem, ale tylko przez dwa dni, czyli nie za długo. Zobaczyłem ułamek tego co chciałem zobaczyć. Niestety. Kilka fotek poniżej.



Zmęczony całą sytuacją, koniecznością rezerwowania hotelu bez rezerwacji, raczej tego z bardzo wysokiej półki (bo tańszych i średnich już nie mogłem znaleźć), postanowiłem przerwać pobyt w tym w sumie fajnym mieście, tętniącym życiem, z ciekawą architekturą. Odpuściłem oczywiście także półmaraton, który wystartował wczoraj.

Na pewno trochę szkoda, ale pewnie będzie jeszcze okazja tam wrócić i przebiec ten je#^$ny półmaraton :-). Ciekawe, że powtarzałem tę formułę przy okazji pobytów w większości miast i krajów, które odwiedzałem, ale póki co do żadnego nie wróciłem. Ale życie chyba jeszcze się nie kończy :-)

Przede mną dwa starty w tym roku, na 10 km (w Warszawie) i 5 km (w Bydgoszczy), półmaratonu już nie biegnę.
Ahoj!

wtorek, 16 lipca 2019

Po siedemnastu tygodniach

Chciałbym dziś napisać podsumowanie planu treningowego pod półmaraton, właśnie skończyłem siedemnasty tydzień planu, przede mną osiem tygodni.
Podobnie jak w roku 2016 oraz 2018 biegam według planu Pawła Grzonki z strony treningbiegacza.pl. Plan przewiduje 3 treningi w tygodniu na czas 1:45 w półmaratonie. Ambitnie założyłem, że będę realizował dodatkowy, czwarty trening uzupełniający (rower lub basen) i ćwiczenia core stablity raz w tygodniu, ale muszę się przyznać, że bardzo rzadko się to udawało. Link do planu:
Półmaraton w 1:45

Natomiast udawało mi się utrzymać "reżim" trzech biegów w tygodniu, choć także zdarzały mi się tygodnie z dwoma
treningami (szczególnie na początku). Nie pojawiła się żadna kontuzja, nie miałem wypadku na rowerze (jak w ubiegłym roku), wszystko idzie jak do tej pory ok.

Co nowego pojawiło się w tym planie, a czego nie było w przeszłości ? Po pierwsze pojawiły się długie wybiegania, mam już trzy za sobą: 15 km, 18 km oraz 16 km. Trenując pod dyszki i piątki nigdy takich "dłużyzn" nie biegałem, powiem szczerze - jest to trochę nudne, ale da się. Biegam to na zasadzie 8 km w jedną stroną, w tył zwrot i do punktu startu po śladach :-)
Po drugie pojawiły się treningi typu rozbieganie 8 km, a po nim fartlek np. w tempie 4:50 100m/200m/300m/200m/100m z przerwą 100m. Nie do końca rozumiem sens takich treningów, ale ma je za sobą.

Czego brakuje w tym planie ?
Brakuje siły biegowej, nie ma podbiegów, nie ma ćwiczeń siły biegowej, są za to rozbiegania w terenie urozmaiconym.

Ogólne wrażenie jest pozytywne, to znaczy plan prowadzi mnie we właściwym kierunku, czuję, że 3 treningi i 30-35 km tygodniowo to wystarczająca dawka bodźców (dla mnie), żeby przebiec półmaraton w zakładanym czasie. Najtrudniejsze treningi, które biegałem to 16 km po 5:22/km i tego typu trening wszedł bez specjalnego bólu, stąd optymizm i dobre samopoczucie. Runalyze prognozuje moje wyniki na ten moment tak:


Na zakończenie chciałbym napisać dwie rzeczy. Po pierwsze najbliższe osiem tygodni to będzie dokręcanie śruby, postaram się w 100% realizować treningi, które mi pozostały. I tak przykładowo plan treningowy na najbliższy tydzień to:

wtorek: 8 km rozbieganie
środa: core stability 14'
czwartek: 10 rozbieganie
sobota: 2km + 2km(5:10) + 6x1km(4:55)/p.1km (15 km)
niedziela: rower 16 km

No i plany startowe. Ojjj, zmieniały się w tym roku jak w kalejdoskopie. Ale są już ustalone i nie do zmiany. Startuję w Szczecinie na 10 km, a później, we wrześniu, w Budapeszcie. Po Budapeszcie zostaną jeszcze dwa biegi, ale o nich w swoim czasie na blogu...
Ahoj!

wtorek, 11 czerwca 2019

Yamaha X-MAX 300 SP

Nie mogłem o niej nie napisać na blogu, chociaż to blog czysto sportowy, a nie motocyklowy. Motocyklowego nie mam.

No tak, planowałem jej zakup od jesieni zeszłego roku. Zakup skutera (a tak naprawdę maxiskutera) to nie wszystko. Zakup maszyny wieńczy koniec procesu zakupowego ;-) Musisz kupić kask, kurtkę, buty motocyklowe, kamizelkę odblaskową, rękawice motocyklowe, u-locka zabezpieczającego przed kradzieżą, no i przypomnieć sobie jak się jeździ na motocyklu, czyli wykupić kilka godzin jazd doszkalających. Jednym słowem cała masa wydatków zanim poniesiesz ten największy. I to pod warunkiem, że masz prawo jazdy kategorii A, bo jeżeli nie - powinieneś iść na kurs, który także niemało kosztuje.

Yamaha X-MAX 300 SP ma 292 ccm pojemności silnika i 28 KM i jest maxiskuterem, czyli tak naprawdę motocyklem, który wygląda jak skuter, a i siedzi się na nim jak na skuterze. Czerwone pole obrotomierza zaczyna się przy 9000 obr./min., ale, ale - maszyna jest na dotarciu, więc na razie trzymam się z daleka od tych wartości.



Yamaszkę kupiłem w wersji IRON, czyli hmmm... takiej wypasionej De Luxe, za dodatkowe 1800 zł otrzymałem dedykowaną kanapę ze skórzanymi wstawkami i logiem Yamahy oraz aluminiowe podesty na nogi dla kierowcy i pasażera oraz chromowane obramowania prędkościomierza i obrotomierza.

Yamaha jest wciąż na dotarciu, więc nie zaszalałem na trasie z Poznania do Warszawy, obroty trzeba było trzymać zdecydowanie pod kontrolą. Ale nawet pomimo tego mogę napisać, ze jest szybka, bardzo szybko rusza spod świateł i po kilku sekundach widzisz maski samochodów w lusterkach wstecznych hen, hen daleko.

Skrzynia jest automatyczna, ale nie szarpie, nawet trudno wyczuć zmianę przełożenia, mam problem z uchwyceniem momentu kiedy zmieniane jest przełożenie. Ma wszystkie bajery, które nowoczesne moto mieć powinno, czyli bezkluczykowy zapłon, system ABS oraz TCS (system kontroli trakcji).

Na trasie z Poznania do Warszawy wlokłem się niemiłosiernie, z uwagi na okres docierania silnika, średnio spaliła mi 2,3 L/100 km, co jest naprawdę fajnym wynikiem, ale gdybym odkręcał manetkę bardziej, to pewnie spalanie byłoby w okolicach 3 litrów.

Kanapa jest wygodna, ale po 300 km zaczął mnie naprawdę boleć tyłek, w trakcie jazdy zrobiłem dwie przerwy: po 70 km oraz po 200 km. Po przejechaniu 370 kilometrów wróciłem zmęczony, ale szczęśliwy do domu.


wtorek, 9 kwietnia 2019

Plan na Budapeszt



Ojjjj, nie mam ostatnio dużo czasu, ale biegać nie przestaję. Właśnie rozpocząłem czwarty tydzień mojego planu treningowy pod HM. Póki co plan idzie nieco dziurawo, kulawo, są luki w treningach, ale już w tym tygodniu zamierzam dojść do pełnych trzech biegów tygodniowo i jednego uzupełniającego (basen). I tak przez 22 tygodnie, aż do września.

Docelowym startem jest półmaraton w Budapeszcie. W tamtym roku przebiegnięty półmaraton w Szamotułach sprawił, że polubiłem ten dystans i postanowiłem iść za ciosem. Spróbuję poprawić czas w półmaratonie do poziomu 1:44:xx, nie jest to może jakiś super ambitny cel, ale jednak to pięć minut lepiej niż w debiucie.

Liczę, że uda mi się zrzucić kilka kilogramów, co w połączeniu z większym kilometrażem spokojnie pozwoli na przebiegnięcie półmaratonu w zakładanym czasie. Pamiętam, że sezon kończyłem z wagą 82.9 kg.

Planuję także starty na dystansach 10K i 5K. W ubiegłym roku ambitnie założyłem pobiegnięcie dyszki w czasie 41:30, co okazało się celem zbyt ambitnym, swego rodzaju nadcelem. Pobiegłem dwie dyszki uzyskując czasy 46:28 (Praga) oraz 45:57 (Bieg Niepodległości).

Po fatalnym kilometrażowo (i wagowo) roku 2017 trudno było atakować życiówkę. Dlatego w tym roku cel jest rozsądniejszy: przebiec dziesięć kilometrów w granicach 44 minut, czyli około dwie minuty szybciej niż w 2018 r. To jest realne. Ale to wciąż około minuty gorzej od życiówki z 2016 roku. Jak zwykle życie zweryfikuje plany i ambicje.

Jeżeli chodzi o starty, to planuję ich pięć, z czego dwa mam już opłacone, a nad trzema startami się waham. Sezon zacznę od orlenowskiej dyszki za kilka dni w Warszawie (forma na razie jest słaba, stąd nie spodziewam się jakiegoś rewelacyjnego czasu), to będzie sprawdzian formy. Drugim startem (także już opłaconym) jest półmaraton w Budapeszcie. Sezon mam ochotę zakończyć w Gdańsku, podczas biegu Westerplatte.

wtorek, 29 stycznia 2019

Wymiana suportu i korby w rowerze

W lato z mojego roweru zaczęły wydobywać się niepokojące stuki i trzaski z okolic korby i pedałów. No tak pomyślałem, suport. Nie był wymieniany od 20 lat (od 1998 roku, tak!), to chyba ostatnia część, której nie wymieniłem w rowerze. Inne części były już wymieniane, niektóre wielokrotnie.
Zamiast oddać temat do mechanika postanowiłem w ramach męskiej przygody wymienić go sam. Yeeeeeee. Jak się okazało, nie jest to takie trudne.

Oczywiście instrukcję znalazłem w internecie, na tym wpisie oparłem swoje prace:

Instrukcja

Koszt części: ok. 130 zł
Koszt narzędzi i smarów: ok. 95 zł

Pracę zaczyna się od zdjęcia czarnych zaślepek z prawej i lewej strony mechanizmu korbowego. Następnie (zależy od korby) należy kluczem nasadowym 15 odkręcić śrubę, która dokręca korbę do osi suportu. Z prawej i lewej strony.
W tym momencie pojawia się pierwszy zonk - potrzebny jest ściągacz korby (pkt. 2 podlinkowanej instrukcji). Koszt ściągacza (z kluczem do suportu) to 36.89 zł.

Ściągnięcie korby z osi suportu to najtrudniejsze część pracy. Moja korba nie była zdejmowana przez ponad 20 lat. Jedyne co mogłem zrobić to zakręcić na ściągaczu długi francuski klucz i uderzać w niego co sił gumowym, ciężkim młotkiem. Udało się, najpierw od strony napędu, a później w lewej strony. Z obu było równie trudno. W instrukcji wygląda to łatwo, ale wcale tak nie jest.

Następny etap to odkręcenie suportu, tu trzeba być bardzo ostrożnym, ponieważ lewą miskę odkręcamy "normalnie", natomiast prawa ma gwint lewy. Do okręcania przydaje się kupiony klucz do suportu oraz klucz płaski 24, koszt klucza to 23,98 zł. Wykręcony suport przedstawiał się żałośnie, łożyska wewnątrz latały luzem, a kulki krążyły sobie wesoło wewnątrz mufy. Przy odkręcaniu suportu trzeba zidentyfikować gwint, który jest w rowerze, najpopularniejszy to angielski (BSA), ale nie jest to reguła. Poza tym są gwinty włoskie i francuskie. Znalazłem informację, że jeżeli lewa miska ma prawy gwint, a prawa lewy - to jest to gwint angielski. U mnie się sprawdziło.

Przed zamontowaniem nowego suportu należy oczyścić mufę suportową (punkt 11. podlinkowanej instrukcji). Moją mufę czyściłem wodą i gąbczastą ściereczką do mycia naczyń pociętą w paski, nie używałem sprężonego powietrza. Kupiłem suport Shimano BSA BB-UN100 122,5 mm, czyli o ok. 10 mm krótszy od tego, który był zamontowany. To markowy suport za 30,98 zł. Oznaczenie BSA oznacza gwint angielski.

Dodatkowo przed zamontowaniem suportu skorzystałem z rady, żeby gwint mufy pokryć środkiem przeciwko zapiekaniu Finish Line (25,70 zł), a sam suport wazeliną techniczną (9,98 zł), która będzie chroniła go przed wodą.

Zakręcanie suportu jest już relatywnie proste (pkt. 15-19 podlinkowanej instrukcji), może drobną niedogodnością jest to, że obecnie produkuje się miski plastikowe (mój nowy suport ma dwa plastikowe gwinty misek) i nie można ich dokręcać tak pewnie jak metalowych. Za to są odrobinę lżejsze.


Po zakręceniu suportu postanowiłem, że przy okazji wymienię starą korbę, która co prawda nadawała się jeszcze do jazdy, ale postanowiłem zmienić na markową Shimano, żeby mieć już pełen komplet osprzętu tej marki.

Kupiłem korbę Shimano FCM-311 z grupy Altus (48-38-28) o długości 175 mm za 99,70 zł. Kupiłem korbę o 5 mm dłuższą od starej, rower jest na mnie odrobinę za mały, więc uznałem, że taka korekta może być korzystna.


Samo dokręcenie korby było proste, choć pojawił się kolejny zonk: o ile ile starą korbę odkręcałem kluczem 15, to nowa była na sześciokątny imbusowy klucz 8. Tutaj wspomógł mnie kolega, który pożyczył mi taki klucz, nie musiałem kupować.


Na zakończenie należy dokręcić dwa pedały, w tym przypadku znowu przyda się smar Finish Line, a już zupełnie na samym końcu ustawia się przednią przerzutkę, łańcuch, korba i przerzutka zmieniają położenie względem siebie, stąd wymagana jest regulacja.
Ahoj!