poniedziałek, 29 sierpnia 2016

VII Bieg Siedleckiego Jacka w Siedlcach


Na zakończenie trzynastego tygodnia planu treningowego pobiegłem Bieg Jacka w Siedlcach na dystansie 5 km. Pomimo tego, że do życiówki trochę zabrakło, ze startu jestem zadowolony.

Nie był to docelowy start, mam nadzieję, że pójdzie lepiej w następnych biegach, o ile pogoda będzie bardziej sprzyjać.

Zawaliłem nieco logistykę, wstałem za późno, spałem tylko cztery godziny, wyjechałem do Siedlec o 7:40, jechałem szybko, momentami za szybko ;-), po wariacku czasami, bez sensu. Licznik pokazał 110 km, w Siedlcach byłem dwadzieścia pięć minut po dziewiątej, bieg był zaplanowany na 10:00. Kolejka po pakiety gigantyczna, pakiet odebrałem dziesięć minut przed biegiem, wizyta w toalecie, przypięcie numeru, szybka rozgrzewka, coś, co zazwyczaj trwa godzinę tu zamknęło się w ośmiu minutach ;-)

Pogoda słaba na bieganie, także nie spodziewałem się rewelacyjnego czasu, jak wyjeżdżałem termometr pokazywał 22 stopnie, około dziewiątej 25 stopni, a przed biegiem 27, brak zachmurzenia, słońce. Tylko na plażę ;-), farciarze , którzy pojechali nad morze w ostatni tydzień sierpnia...

Miejsce open: 60/520
Czas netto: 21:17
Średnie tętno: 181 u/min
Czasy kilometrów: 4:06/4:08/4:20/4:22/4:12/[+10s]

Było na początku trochę przepychanek, zostałem zablokowany, ale już po około 300 metrach miałem trochę przestrzeni dookoła. Zacząłem w tempie 4:06/km i gdyby nie pogoda to mam wrażenie, że takie tempo spokojnie, spokojnie utrzymałbym przez cały bieg.
Na trzecim i czwartym kilometrze musiałem zwolnić, temperatura bardzo dawała znać o sobie. Wziąłem kubeczek z wodą od wolontariuszki, czego na piątce zazwyczaj nie robię, była też kurtyna wodna, ochoczo w nią wbiegłem, super sprawa. Niektórzy ją omijali, nie rozumiem dlaczego, jakby bali się wody ;-)

W zasadzie cały czas wyprzedzałem, na ostatnim kilometrze ścigałem się z biegaczką, która wyprzedziła mnie wcześniej. Zacisnąłem zęby i postanowiłem ją wyprzedzić, powoli, powoli ją dochodziłem. Przed metą ostry finisz, próbowała jednak mnie wyprzedzić, znajomi przy samej mecie zaczęli ją dopingować, ale się nie dałem. Sprawdziłem w wynikach, była szóstą kobietą, nieźle.

Spocony, zmęczony, zziajany zaległem na trawce szukając cienia, o rety, ale upał, dobrze mieć to za sobą.

Powrót do domu był niełatwy, ulice w Siedlcach były pozamykane, bo po piątce startował półmaraton. W końcu trochę opłotkami, trochę off-roadem, trochę pytając o drogę strażaków udało mi się wyjechać na trasę prowadzącą do Warszawy. Strasznie mi było szkoda półmaratończyków, biec 21 kilometrów w tym skwarze, w samo południe, podziwiałem i naprawdę współczułem...